piątek, 16 września 2011

Pewnej niedzieli

a była to jesień...
zaświeciło slońce.
Zaświeciło tak jasno i przenikliwie,
że aż westchnęłam glośno
Aua!
Promienie slońca dotknęły mych oczu
Poczułam ciepło, gorąco
i otworzyłam je
- Slońce... To ty jeszcze istniejesz? - zdziwiona zapytałam.
- Tak. Istnieję...
i sprawię, że i Ty zaistniejesz. - odpowiedziało Slońce.
- Ja nie zaistnieję, bo mnie nie ma. - odrzekłam bezdźwięcznie. - Ja jestem Iluzją.
Zamknęłam ponownie oczy,
aby znów pogrążyć się w ciemnosci.
Poczułam gorąco na zamkniętych powiekach
- Slońce... - wyszeptałam nie chcąc krzyczeć. - Nie widzisz, że właśnie uciekam od Ciebie?
Zacisnęłam jeszcze silniej powieki.
- Nie dam się Slońce! Nie wyrwiesz mnie stąd,
gdzie udało mi się ukryć przed calym Światem!
Ciepło slońca zamienialo sie powoli w palący powieki żar...
Aua!
Otworzyłam oczy i spojrzalam dookola.
Było tyle barw... Swiat ktoś mi pomalował... Kto?!
- Slońce! Otworzylam oczy i co widze? Swiat stracił swą szarość i czerń...
i wszystko woła mnie! Dlaczego? Czy nie dasz mi odejść po cichu?
Tak po prostu i niezauważalnie?
Slońce schowało się za chmurą...
i tylko złoty blask na mojej twarzy spoczął.
Wróciły siły i chęć...
aby znowu spróbować Życ.
Ot tak po prostu Nagle i
bez Ostrzeżenia.
Bezpardonowa zachęta
do dalszej Wedrowki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz