sobota, 24 września 2011

Nic...

zamknęłam w pudełku zielonym,
przewiązałam złocistą kokardą i
schowałam na komody dnie...
lecz Nic wołało mnie.
Podeszłam, wzięłam do ręki zielone pudełko
kokarda złocista przewiązane...
Powoli otworzyłam je... i
pozwoliłam Mu uwolnić się...
Nic... zaszeleściło, jak liść na wietrze...
Nic... zapachniało, jak dawno zapomniany sen...
Nic... mięciutko otuliło mnie...
zakręciło, zawirowało i
opadło niczym...
Radości Cień.

sobota, 17 września 2011

Probowalam napisac cos madrego...

... wzielam dlugopis do reki i papieru kartke.
Zamyslilam sie...
Przez glowe przelecialo mi
obrazow i mysli tysiac...
a zadne z nich nie urzeklo mnie.
Zamyslilam sie spogladajac...
na drzewo przed moim oknem.
Zielone bylo a na nim...
kwiatow wiosennych milion.
Urzeklo mnie, lecz...
slow nie znalazlam na to.
Zamyslilam sie i wsluchalam w te cisze...
cisze, ktorej nie bylo.
W tej ciszy byl ptaka spiew i wiatru szum...
lisci szelest i serca bicie...
a jednak zadnych slow.
Zamyslilam sie...
a przed oczami mymi swiat zawirowal
jak na karuzeli kiedys... a ja
Ruszalam sie w rytm...
ptaka spiewu...
wiatru szumu...
lisci szelestu...
serca bicia...
i braku slow.
Tanczylam w rytm tych dzwiekow zrodzonych w ciszy i...
nie wymyslilam nic madrego.
Nic co spisac moglabym...

piątek, 16 września 2011

Pewnej niedzieli

a była to jesień...
zaświeciło slońce.
Zaświeciło tak jasno i przenikliwie,
że aż westchnęłam glośno
Aua!
Promienie slońca dotknęły mych oczu
Poczułam ciepło, gorąco
i otworzyłam je
- Slońce... To ty jeszcze istniejesz? - zdziwiona zapytałam.
- Tak. Istnieję...
i sprawię, że i Ty zaistniejesz. - odpowiedziało Slońce.
- Ja nie zaistnieję, bo mnie nie ma. - odrzekłam bezdźwięcznie. - Ja jestem Iluzją.
Zamknęłam ponownie oczy,
aby znów pogrążyć się w ciemnosci.
Poczułam gorąco na zamkniętych powiekach
- Slońce... - wyszeptałam nie chcąc krzyczeć. - Nie widzisz, że właśnie uciekam od Ciebie?
Zacisnęłam jeszcze silniej powieki.
- Nie dam się Slońce! Nie wyrwiesz mnie stąd,
gdzie udało mi się ukryć przed calym Światem!
Ciepło slońca zamienialo sie powoli w palący powieki żar...
Aua!
Otworzyłam oczy i spojrzalam dookola.
Było tyle barw... Swiat ktoś mi pomalował... Kto?!
- Slońce! Otworzylam oczy i co widze? Swiat stracił swą szarość i czerń...
i wszystko woła mnie! Dlaczego? Czy nie dasz mi odejść po cichu?
Tak po prostu i niezauważalnie?
Slońce schowało się za chmurą...
i tylko złoty blask na mojej twarzy spoczął.
Wróciły siły i chęć...
aby znowu spróbować Życ.
Ot tak po prostu Nagle i
bez Ostrzeżenia.
Bezpardonowa zachęta
do dalszej Wedrowki...

czwartek, 8 września 2011

Lubie

... gdy jest zimno...
... gdy krople deszczu daja mi sile...
Odzywam wtedy niczym kwiat pustynny...
chlone zycie...
Rozkwitam na chwile... feeria barw mienie sie... by upasc wtem...
i wspomnieniem mglistym pozostac...